psiara |
Wysłany: Pią 13:27, 26 Maj 2006 Temat postu: Jak mogłeś? |
|
Jak mogłeś?
Kiedy byłam mała,moje błażeństwa śmieszyły Cię do łez. Nazywałeś mnie swoją dziewczynką. Zostałam twoim najlepszym przyjacielem pomimo wszystkich pogryzionych butów i zniszczonych przeze mnie poduszek. Kiedy byłam "niegrzeczna" groziłeś mi palcem i pytałeś:"jak tak możesz?", ale już za chwilę ustępowałeś. Przewracałam się na plecy, a ty drapałeś mnie po brzuszku. Trochę długo trwało zanim przyzwyczaiłam się do życia w mieszkaniu. Ty byłeś ciągle okropnie zajęty, ale pracowaliśmy nad tym wspólnie.
Pamiętam, jak sypiałam w twoim łóżku z nosem wtulonym pod toje ramię.Kiedy tak zwierzałeś mi się ze swoich najskrytszych myśli i pragnień wierzyłam, że moje życie nie może być już doskonalsze.
Chodziliśmy na długie spacery i razem biegaliśmy po parku. Jedliśmy razem lody(ja dostawałam tylko wafelek, bo "lody nie są zdrowe dla psów", tak mówiłeś).W domu ucinałam sobie długie drzemki w promieniach słońca, czekając aż wrócisz z pracy.
Wreszcie zacząłeś spędzać tam coraz więcej czasu, i rozglądać się za ludzkim partnerem.Czekałam na Ciebie cierpliwie,pocieszałam kiedy spotkało Cię rozczarowanie, kiedy miałeś złamane serce. Nigdy nie beształam Cię za nieodpowiednie decyzje,i skakałam z radości kiedy wracałeś do domu zakochany.
Ona, twoja żona, nie lubi psów.Mimo to powitałam ją w naszym domu, okazałam jej szacunek i posłuszeństwo. Ty byłeś szczęśliwy, więc ja też.Kiedy urodziły się wasze dzieci, tak jak Ty byłam zafacynowana ich zapachem i różowością, i tak jak ty, chciałam się nimi opiekować. Tylko, że ona i Ty martwiliście się żebym nie zrobiła im nic złego,więc spędzałam większość czasu wyganana do innego pomieszczenia.Zostałam "więźniem miłości", chociaż tak bardzo chciałam im okazać moje uczucia.
Kiedy troche podrosły, zostałam ich przyjacielem. Wczepiały mi się w futro i podążały za mną niepewnym kroczkiem, zaglądały mi w uszy, wsadzały do oczu palce i całowały w czubek nosa. Uwielbiałam ich pieszczoty- Twoje stały się przecież takie rzadkie.Gdyby trzeba było broniłabym twoich dzieci własnym życiem.
Wślizgiwałam się im do łóżek i słuchałam szeptanych do mojego ucha sekretów i marzeń. Razem nasłuchiwaliśmy czy nie wracasz z pracy. Kiedyś dawno temu, kiedy ktoś pytał się czy masz psa, wyciągałeś z portfela moje zdjęcie i opowiadałeś im o mnie.Przez ostatnie lata odpowiadałeś tylko "mam" i zmieniałeś temat. Z "Twojego psa" stałam się "jakimś psem" i miałeś za złe każdą sumę którą musiałeś na mnie wydać.
Ostatnio dostałeś propozycję nowej pracy. Razem z rodziną przeprowadzisz się do innego miasta.Niestety, w nowym miejscu nie wolno trzymać zwierząt.Podjąłeś właściwą decyzję, twoja rodzina dużo na tym zyska. Kiedyś ja byłam twoją jedyną rodziną...
Cieszyłam się jak zwykle na przejażdżkę samochodem, kiedy wyruszyliśmy w drogę do schroniska. Schronisko pachniało brakiem nadzieji i strachem wszystkich psów i kotów. Wypełniłeś formulasz i powiedziałeś "napewno znajdziecie jej dobry dom". Wzruszyli tylko ramionami i popatrzyli na Ciebie ze smutkiem.Dobrze wiedzieli co czeka psa w średnim wieku, nawet takiego z papierami.
Siłą odgiąłeś zaciśnięte na mojej obroży palce swojego syna który krzyczał "tato nie pozwól im zabrać mojego psa!" Martwię się o niego. Dałeś mu właśnie piękną lekcje przyjaźni, lojalności, miłości, odpowiedzialności i szacunku dla życia...Unikając mojego wzroku poklepałeś mnie po głowie. Uprzejmnie odmówiłeś zabrania obroży i smyczy.Musiałeś iść miałeś umówione spotkanie.
Kiedy wyszliście usłyszałam jak dwie miłe panie rozmawiają ze sobą na mój temat."Musiał wiedzieć,że wyjeżdza już dawno.Dlaczego nie znalazł psu innego domu?"powiedziała jedna, a druga dodała "Jak mógł?"
W schronisku dbają o nas jak pozwala im ich napięty program dnia. Karmią nas rzecz jasna, ale nie mam jakoś apetytu.Na początku za każdym razem, kiedy ktoś przechodził koło mojego boksu podbiegałam mając nadzieje, że to ty, że zmieniłeś zdanie, że to wszystko był tylko zły sen, albo że przynajmniej to ktoś komu by na mnie zależało ktoś kto by mnie uratował.Kiedy zdałam sobie sprawe, że nie mam co konkurować ze roześmianymi szczeniakami, nieświdomymi własnego losu, zaszyłam się w kącie i czekałam.
Słyszłam jej kroki kiedy pod koniec dnia szła po mnie.Poprowadziła mnie pomiędzy wybiegami do oddzielnego pomieszczenia. Panowała tam błoga cisza.Posadziła mnie na stole, podrapała za uszami, i powiedziała żebym się nie martwiła.Serce waliło mi w oczekiwanu, na to co miało się zdażyć.Czułam też ulgę: nadszedł koniec udręk dla więźnia miłości. Zaczełam się martwić o tę kobietę-taką już mam naturę, tak samo bałam się o ciebie. Żeby ciężar, który dźwiga nie przygniótł jej.
Kobieta delikatnie założyła na mojej łapie opaskę.Łza poleciała jej po policzku.Chciałam pocieszyć tą kobietę tak jak Ciebie pocieszałam lata temu i polizałam ją po twarzy.Pewnym ruchem wkłuła mi igłę do żyły i poczułam jak zimna substancja rozchodzi się po moim ciele. Zasypiając spojrzełam w jej dobre oczy i szepnełam cichutko "jak mogłeś?"Kobieta rozumiała psi język "tak mi przykro" powiedziała, a potem przytuliła mnie i pośpiesznie tłumaczyła, że pomoże mi się znaleźć w lepszym miejscu.Nikt tam o mnie nie zapomni, nie skrzywdzi ani nie porzuci, to miejsce pełne miłości i światła inne niż na ziemi.
Zbierając resztki energii leciutko poruszyłam ogonem, próbując wyjaśnić kobiecie, że nie do niej były moje ostatnie słowa. To do Ciebie Mój Kochany Panie mówiłam.Będę zawsze myśleć o Tobie i czekać na Ciebie po tamtej stronie.
Życzę ci, żeby każdy był ci tak wierny tak jak ja. |
|